czwartek, 5 marca 2009

Podróż do Werony

Marian dowiedział się, że pewien portal organizuje konkurs pisarski z okazji Ósmego Marca. Gdyby wygrał, mógłby Jadźkę zabrać na dzień do Werony. Jeden dzień, to akurat tyle, żeby za wiele nie wydała. W chałupie się nie przelewało. Kiedyś wziął małżonkę w romantyczną podróż do Kazimierza. Czy do Kluczborka, teraz już nie pamięta, bo to było z okazji 10-tej rocznicy ślubu. Na tydzień ją wziął. Lało, nudziła się, łaziła po sklepach, po restauracjach i zrobiła debet na karcie. I to na początku miesiąca. Do końca roku pluł sobie w brodę. Czyli siedem trudnych miesięcy.

Problem z jednodniową Weroną był taki, że konkurs należało wygrać. Temat Marianowi średnio się spodobał: „Używając minimum tysiąca słów opiszcie idealną podróż w jaką chcielibyście zabrać swoje kobiety z okazji Dnia Kobiet”.
„Swoje kobiety”?! Raz użył sformułowania „moja kobieta”, w żartach, na imieninach u Tadzia i miał tydzień cichych dni bez obiadu. Gdy nieśmiało pytał czy ona wie jak straszną jest śmierć głodowa, słyszał:
- Podobno masz własną kobietę, może ona ci zrobi obiadek? Bo ja ani myślę!
Ale Jadźka nie musi wiedzieć od razu co wygrał, powie jej dopiero w Weronie. Tam mu gotować nie będzie.
.

Wymyślił, że może napisze poemat. To by dopiero było coś. I jakie oryginalne. Kiedyś przecież pisał wiersze. Jeszcze w ogólniaku. Szalenie romantyczne. Do Madzi i Kalinki. One się nie lubiły i nie było szans, aby się zgadały, że im dedykuje te same poematy.
Wziął zeszyt w kratkę, siadł przy biurku i zaczął tworzyć. Słabo mu szło. Skreślał, wycierał gumką, klął, rechotał i na zmianę płakał. Wściekał się i śmiał histerycznie, bujał nerwowo na krześle, aż się w końcu zwalił z hukiem na podłogę i boleśnie stłukł ramię. Nawet Jadźka na chwilę przerwała rozmowę, żeby spytać co się stało. Ale rozmasować zbolałego ramienia nie mogła, bo akurat gadała w ważnej sprawie z przyjaciółką przez telefon. Zwykle tak bywa, gdy jest mu niezbędna. Sam sobie ramię rozmasował i wrócił do pisania. Walczył do wieczora. Wypił przy tym piętnaście herbat i ćwiartkę wódki gorzkiej żołądkowej, zjadł osiem pomarańczy, dwie mandarynki, trzy Prince Polo w białej polewie i dwa Pischingery. Siedem razy był oddać mocz i raz poszedł do warsztatu poheblować, żeby złapać wenę. Na nic. Szło paskudnie ciężko. Późnym wieczorem polazł na strych i wyciągnął ze skrzyni starą marynarkę. Pisał w niej maturę i chyba właśnie wiersze. Wyglądała całkiem jeszcze nieźle. Zniósł do pokoju, przetrzepał i założył. Ale strasznie ciągnęła w plecach i nie mógł się ruszyć. Nie mówiąc o pisaniu. Pomyślał z satysfakcją, że się wzmocnił w barach.

Gdy dniało, miał dwie zwrotki. Trochę mało. Wcześniej wyliczył, że licząc pięć słów na wers, będzie potrzebował pięćdziesiąt zwrotek. Przeczytał głośno:

Mą kobietę wziąłbym do Werony
bardzo romantycznie, miło i subtelnie 
ona w ładnej kiecce i na koniu wronym
ja na białym, a we włosy wpiął bym kwiaty letnie

Niosłyby nas kłusem szkapy rącze
tuż przy lesie, by wiatr w liściach szeptał pieśń miłosną
w nas by wrzały serca wciąż gorące
księżyc gasił w żyłach krew tętniącą.

- Ależ gówno – z obrzydzeniem trzasnął zeszytem o ziemię - nic już we mnie romansu nie ma! - krzyknął. - Cudaczne to i nieprawdziwe. I te szkapy jeszcze. Naciągane i wyjące jakieś. Rytm koślawy, nic tam z galopujących jambów ni trochei. Ani równe to, ani płynne. Kiedyś moje wersy maszerowały jak wojska napoleońskie. Teraz lezą niczym spróchniałe markietanki. Tym nie wezmę pierwszej nagrody w konkursie na poważnym portalu. Takim poematem może by się wygrało jakąś metaloplastykę w konkursie poetyckim w klubie osiedlowym. Do diaska. Muszę coś wymyślić – mruknął i poszedł spać, bo padał z nóg i ramię bolało.

Rano zbudziły go koty. Był marzec i chyba spółkowały na balkonie.
- Cisza do cholery! – wrzasnął - Poeta śpi!

Śniło mu się, że był na targach budowlanych. On, gdyby mógł wybierać, to w podróż marzeń pojechałby na jakieś duże targi dla majsterkowiczów. Najlepiej do Niemiec. Ci to mają asortyment. Ale Jadźka by się nudziła. Chociaż gdyby zrobiła debet, kupując wiertarki, wyrzynarki i inne niezbędne majsterkowiczowi narzędzia, nie miałby jej za złe. Wcale. Jadźka nie rozumie ile romantyzmu jest w heblowaniu prostego kawałka drewna. Takie struganie, poza tym, wyrabia muskuły potrzebne mężczyźnie w innych sprawach. Jeszcze bardziej romantycznych niż samo heblowanie. Chociaż jak tak się zastanawia, to Jadźka wcale już taka uczuciowa nie jest jak kiedyś. Chociaż ma napady, tyle że rzadsze. Co gorsze w mało odpowiednich momentach. On się, dajmy na to, kłóci z jakimś niedoważonym fagasem na forum, a ona go zachodzi z tyłu, obejmuje i całuje w karczek. I jemu cały nerw przechodzi, traci rezon i retorycznie się fagasowi podkłada. Reszta się śmieje, że się tak dał. On jest wściekły i raczej nici z przytulanki. Jadźka się dąsa i chowa mu gdzieś Heinekena na wieczór. On się ciska i romantyczny wieczorek szlag trafił.

Może rację ma Rene Girard, pisząc o „kłamstwie romantycznym”. Że romantyzm to miast wyrażania, raczej fałszowanie uczuć. I jedynie sentymentalna gestykulacja. Niczym hel z balonu, po którym płaczesz ze śmiechu, ale łzy nieprawdziwe. Może nie ma co się napinać z tą Weroną.

I Marian postanawia, że pójdzie zaraz do OBI i pomaca się z młotkiem pneumatycznym niemieckiej firmy Kress. Bowiem nic nie jest w stanie zastąpić prawdziwego uczucia mężczyzny do solidnego narzędzia. Żadna Werona, ani żadna kobieta. Nawet ósmego dnia marca.
...Yar



Artykuł miał wisieć na portalu wiadomości24. Od rana, gdy go dałem do moderacji,  do 22:00  nie otrzymał akceptacji redakcji, dlatego wieszam go na blogu. Wygląda na to, że się panom redaktorom nie spodobał.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

No nie spodobał się, nie spodobał. Nie widzi Autor ile tam arcydzieł wisi? :D
Gdyby choć politycznie się podłożył, to można by tego bzdeta o Weronie półkownikiem okrzyknąć. A tak co? ;)

PS. Cymesik, Panie Berg! Myślę, że te redaktory Cię nie znoszą, bo piszesz zdecydowanie lepiej od nich. I ego ich cierpi, Panie Berg.:) A co z oczu to i ze świadomości.;)

Administrator: pisze...

Tylko tak piszesz, żebym tam nie publikował. Nie wiem co ty masz do dziennikarstwa obywatelskiego.

Podpisuj się, albo zarejestruj, a hasło wyhaftuj gdzieś, żebyś nie zapomniała po godzinie.

bs pisze...

"My rządzimy światem, a nami kobiety"
Takie to aktualne:)))
bs

Anonimowy pisze...

Ciekawostka. Mój komentarz się nie zapisał, albo zniknął.
Pochwaliłam smakowity tekścik, i... pochwaliłam się , że popełniłam co obiecałam. coś frywolnego.
Pozdr
BRK

Anonimowy pisze...

PRZEPRASZAM. pomerdało mi się z postem 8 marca. Wszystko. jest. nie ginie. jak w przyrodzie.tylko zmienia miejsce położenia. ;)))
Proszę o wybaczenie i już zmykam nie zaśmiecjąc.;P więcej..;P

Administrator: pisze...

Tu można śmiecić do woli Barbaro. Posprząta się po zamknięciu bloga. Gratuluję nagrody.

Anonimowy pisze...

Dziękuję. Przyznam się jednak szczerze, jeśli wolno, bliższe sercu by było słowo odniesienia do tekstu. Póki co żyyczę, by dzień dzisiejszy okazał sie jednak nie tak ciężkim, albo nawet po prostu przemiłym.
brk.

Administrator: pisze...

Barbaro, dziękuję za życzenia. Ja też wolałbym żeby świat zachowywał się czasem tak jak sobie życzę, ale świat ma to w dupie i zachowuje się dowolnie. Ludzie też mają innych gdzieś i piszą to co chcą, a nie to czego się od nich wymaga. Trzeba zagryźć wargi i żyć. Po prostu Barbaro.
Dzień okazał się nie taki znów najgorszy.